Blogger Layouts

czwartek, 11 sierpnia 2011

Łóżko

Ptysiek mi rośnie. Fakt nie ulegający wątpliwości. Już w zeszłym roku stwierdziłam, że jego łóżeczko jakby nieco się skurczyło i Dziecko nie może na nim spać tak jakby chciało (czytaj: rozwalając się na wszystkie strony). Z braku miejsca, czasu i innych przypadłości, nie mogłam się tym zająć do teraz.

Nareszcie nadarzyła się okazja. Rodziny nie ma, dzikie sprzątanie przyniosło pożądany skutek w postaci kilku dodatkowych metrów kwadratowych więc zakupiłam Ptysiastemu nowe wyrko. Zakup miał też i inny, ukryty cel, o którym w zasadzie powinnam pisać u siebie, ale tu pasuje tematycznie Otóż celem mojej rodziny jest wypchanie mnie z Ptyśkiem z mieszkania. Nowe łóżko jest więc moją bezsłowną deklaracją "tu jestem i tu zostanę, czy wam się to podoba, czy nie".

Łóżko jest piętrowe a na dolnym poziomie ma biurko i szafkę, czyli niezłe zagospodarowanie przestrzeni. Obawiałam się jednak, że Ptysiu, który jakby tak z lekka obawiał się wysokości, będzie chciał na nie włazić. Niby mówił, że tak, a deklaracje składał bardzo entuzjastyczne, ale kto tam wie jak będzie naprawdę.


Nie było tak źle. Od wczoraj wdrapał się na niebotyczne wysokości kilka razy i to z własnej inicjatywy. Mamusia w cichości ducha odetchnęła z ulgą. Zakup został jednogłośnie uznany za udany.


Przez nas, bo rodzinka może mieć na ten temat zupełnie odmienne zdanie.



piątek, 5 sierpnia 2011

Pirat

Nie tylko w czasie deszczu dzieci się nudzą. W czasie gruntownego sprzątania także (patrz wpis u mnie). Wprawdzie Ptysiek świetnie organizuje sobie sam czas, byle by Mamusia była w niedalekim pobliżu, ale ile można.

Naganiam go do odrabiania lekcji (dostali w szkole książkę z zadaniami, by się dzieciom wiedza przez te tygodnie nieużywania nie zdążyła ulotnić) i mamy kilka fajnych zabaw, w których dominują dalekie podróże rożnymi środkami komunikacji, ale czasami nawet to nie wystarczy.

Inspiracja przyszła z telewizora, gdy Ptysiek nudził się jak mops, a ja zrobiłam sobie przerwę. Maluch w telewizji chciał być piratem, więc zapytałam się Ptyśka, czy też miałyby ochotę pobawić się w pirata. Dziecko  wyraziło entuzjazm. Na łepetynce zawiązałam mu piracką chustę, na ramieniu zamiast papugi miał swojego słonika. Sam wybrał polskie monetki na poszukiwany skarb, a ja znalazłam dla nich skrzynię. Tu nastąpił mały problem, bo skrzynia musiała mieć na sobie czerwony X, a moje pudełko było raczej z tych które nie chciałam niszczyć. Poszliśmy na ugodę i owinęłam pudełko papierem na którym moje Piraciątko samo wykonało znak. Następnie wykonałam koślawą mapkę pokoju, schowałam pudełko i na mapce oznaczyłam gdzie jest schowane. Pirat trafił do skarbu jak po sznurku, więc drugi raz wybrałam trudniejsze miejsce. I tak sześć razy (Ptysiek ma jakieś upodobanie do liczby sześć). Dobrze, że tylko tyle, bo w pewnym momencie zaczęłam strasznie główkować gdzie by tu jeszcze ten skarb schować. Nawet chowanie sprytnie "na wierzchu" nie dawało rezultatu.

Może by tak napuścić go na poszukiwanie prawdziwego pirackiego skarbu?

Pirat ze skrzynią z pieniędzmi w jednej łapce i mapką w drugiej. Na ramieniu papuga... ups, słonik.

środa, 3 sierpnia 2011

Pluszaki

Z nieznanych mi powodów, w wieku kiedy większość dzieci ma jakiegoś ukochanego pluszaka, Ptysiek miał w nosie wszystko co miękkie i przytulne (pominąwszy Mamusię, któr jaki wiadomo jest wyjątkiem samym w sobie). Miał co prawda żółtą kaczkę, którą mu kupiłam "gdy jeszcze był w brzuszku" ale kaczka plątała się po domu bardziej z mojego niż Ptyśkowego sentymentu. Bąbla interesował plastik, drewno i metal - samochody i pociągi. Czasami nawet nosił jakieś ze sobą (na początku przedszkola był to bardzo intensywny trend), ale zasadniczo zabawski były do zabawy, a nie do przytulania, pocieszania, czy wspólnego spania.


Zeszlego grudnia Ptysiek dostał na mikolaja małego pluszowego psiaka. Byłam przekonana, że prezent nietrafiony, ale dziecko nagle zapałało do niego sentymentem, może dlatego, ż psiak był mały i poręczny. Nazwał go Mudbud (czytaj "Madbad", ale ta pisownia zmienia straszliwie sens imienia), i przez dość długi okres czasu był do pluszaka przywiązany.


Także w grudniu wyprosił ode mnie "pillowpet" - pluszowego delfinka, który się rozpłaszcza i może służyć za poduszkę. Najwyraźniej potrzebował do czegoś się poprzytulać wieczorami. Delfinek nie otrzymał imienia i służył tylko jako poduszka.


Niedługo przed wyjazdem do Polski, Ptysiek zapałał miłością do duuuużych pluszaków i to nie tradycyjnych miśków i piesków. Pierwszy był Squid, czyli kałamarnica (oczywiście kałamarnica olbrzymia, która zjada kaszaloty), a potem anakonda, którą tak z głupia frant nazwałam Stasiu. Wszystkie te pluszaki oczywiście musiały pojechać do Polski i pakując walizkę klęłam cichutko pod nosem na ich rozmiary. Potem stawiałam weto czemuś co jest duże.


Ptysiek wybrnął z tego sprytnie wypraszajac w sklepie niewielkiego słonia.
Wilk syty i owca cała.

PS jak znajdę czas, powklejam też fotki poszczególnych stworów